środa, 31 lipca 2013

Krakon, drugi dzień

Drugi dzień konwentu. Wszyscy wynoszą się ze szkoły, sleeproom opustoszał. Został tylko sławny masażysta (masował całą noc i cały poranek wszystkie dziewczyny), który namawiał wszystkich do wzięcia udziału w tańcu k-popowym, słodka słowianka, śpiewająca piosenki z disney'a dziewoja i masowana dziewczyna w poplamionej sukience. Fajnie się z nimi rozmawiało! Drugiego dnia, Naff postanowiła zrobić się na odrobinę lepszego kota.

...Ale na dzień dobry, rozespany Aruś na podłodze!

Długo siedzieliśmy w sleeproomie, zajadając spaghetti, którego i tak nie zjadłam. Ostatecznie pojechaliśmy do galerii łapać internet do mojego tabletu, bo poprzedniego dnia okazało się, że mój blog został oceniony na Ocenali <<klik>>. Ocena bardzo wysoka. Jestem wdzięczna za ciepłe słowa!

Mała sesja zdjęciowa przy oknie z seksownym lizaczkiem w dłoni
I drugi neko.

W przerywniku, dwa zdjęcia nekosiowego Naff'a, robione w sleeproomie. Na konwencie poszliśmy na pogadankę o odpałach jedzeniowych Japończyków. Mój Boże, lody o smaku sody i rekina lub kit-katy nadziewane fasolą. Tragedia, choć... z chęcią bym spróbowała.


W drodze na dół, spotkaliśmy Anal destroyer'a, który zaatakował pośladki Arusia. Moje biedne biedactwo. Gdy zrobiłam już sesję zdjęciową panu destroyer'owi, sam zaatakował mnie, gdy siedziałam na ławce. Takie tam świry na konwencie. O ile mnie pamięć nie myli, pognaliśmy do góry w celu znalezienia DDR'a. Osobiście sama mam do niego matę, ale szmacianą i niezbyt dobrą. Tu się kompletnie wkręciłam w grę.

Dorwałam moich pierwszych cosplayowców. Fluttershy i Rainbow Dash z kucyków!

Podziwiam gości na DDR'ze. Jeden tańczył tak, jakby był profesjonalnym tancerzem irlandzkim. Tysiąc kroków na sekundę. Oczywiście DDR był okupowany przez nas przez większość konwentu. OK. Był taniec, było grzanie, to teraz czas na zimną butelkę pepsi i odpoczynek na zewnątrz. Oczywiście Naff się obijał, a Aruś robił cosplayowiczom zdjęcia.

Znudzony, koto-Naff na schodach z pepsiawką
Grzeczna wersja Yuno z Mirai Nikki i Alice z Pandora Hearts!
Strzelałabym, że Ichimaru Gin, no i na pewno Orihime z Bleach'a
Jakiś zielony gość z mackami i Justin Bieber w tle!
Kocham gościa i jego super kubek z serduszkiem!
No i nie obeszło się oczywiście bez Deadpool'a!

Pamiętam też, że zaatakowałam jedną dziewczynę z tabliczką "Free Hugs". Na zdjęciach biedna wyglądała jak zmaltretowana, więc więcej nie tuliłam już free hugsów. Jako, że Naff'owi zaczęły się zmywać wąsiki i było strasznie gorąco, pojechaliśmy do sleeproomu się ogarnąć. Pamiętam, że gdy rysowałam wąsiki w łazience koedukacyjnej, ochroniarz stał za mną i się patrzył co robię, komentując, że mam krzywe wąsy. Później trzymał mi i podawał elainer, aż w końcu sam mi je narysował. Było zabawnie. Potem jak mnie tylko zobaczył na korytarzu, to mi machał haha.


Odnowiony koto-Naff, któremu Aruś porobił sesję zdjęciową przed szkołą, ruszył na podbój konwentu ze swoją super krótką sukienką, która doczekała się kilka fajnych zdjęć! Mam nadzieję, że znajdę je gdzieś na internecie. Ach, podkreślam, że było okropnie gorąco.


Od razu po powrocie dorwaliśmy dwie, miłe cosplayowiczki. Uwielbiam Asunę ze Sword Art Online, a  ta Yuno z Mirai Nikki jest jedną z najbardziej udanych na tym konwencie! Były tak wspaniałe, że musiałam sobie zrobić z nimi zdjęcie. Na początku było pięknie, słodko, ładnie, aż w końcu...

...mnie zgwałciły.

Naszym następnym celem, było pójście na Animnezję 4. Taki konkurs, gdzie zgadujesz po obrazkach anime. W sumie na początku miał iść tylko Aruś, ale ostatecznie okazało się, że można utworzyć grupy do 4 osób. Zrządzeniem losu było to, że stanęliśmy obok dwóch nieznanych sobie i nam gości, z którymi utworzyliśmy zespół o nazwie Rangersi. Animnezja była naprawdę zabawna, a to wszystko dzięki prowadzącym i ludziom wokół zebranymi! Najlepszą radochę, mieliśmy wszyscy z poziomu trudności o nazwie "You may cry", gdzie rozpoznajesz anime bo bezsensownym obrazku. Np. śnieg, jakaś smuga czerwieni. Najzabawniejsze jest to, że gościu, który ciągle powtarzał do wszystkich anime, że to Naruto, w końcu trafił w You may cry i z samego dołu przeszli do góry!

Przerwa w 3 godzinnej Animnezji. Zdjęcie z panią z Shingeki no Kyojin, panią z Another i
panią z Canaan'a. Cosplaye miały świetnie!

Jak się szybko okazało, nasz zespół był... niesamowity. Bywało gorzej, ale zazwyczaj utrzymywaliśmy się na podium. Dominik i Filip (nasi koledzy z zespołu) byli znawcami starszych anime, Aruś i ja nowszych, choć ja bardziej ze specjalizacją dziewczęcą (typu: Elizabeth z Kuroshitsuji, której nikt nie poznał i Haruhi idąca z oddali). W takim o to składzie z takim zdolnościami... WYGRALIŚMY! 

Rangersi w pełnym składzie poprosili o zdjęcie prowadzącego!

Wygraliśmy 125 Krakonów, Krakusów, czy jak ta waluta konwentowa miała. Co prawda mieliśmy spory problem z podzieleniem tego, ale umówiliśmy się, że za godzinę spotkamy się wszyscy na dole, gdzie dopiero rozkładali stanowisko z pierdołami z anime. W raz z Arusiem i Filipem (to ten mistrz od irlandzkich kroków!) pognaliśmy na DDR'a.


Dorwałam tu taką jedną panią, z którą przeleciałam z 5 piosenek pod rząd. Byłam tak spocona i zmęczona, że to była poezja! Niestety, w końcu trzeba było iść, bo umówiliśmy się przed stanowiskami. Zajęło nam to naprawdę sporo czasu. Na pierwszym stanowisku było bardzo mało rzeczy. Tylko mi i Arusiowi przypadło coś do gustu. Panie powiedziały nam, żebyśmy poszły na dół. To się naszukaliśmy, bo nikt nie chciał waluty Krakonowej. Gdy nam te same panie pomogły, powymienialiśmy prawie wszystko na przypinki. Stąd moje 4 dodatkowe. Na górze kupiłam sobie jeszcze maskotkę (wszystko co kupione, dwie notki w tył, w zakupach). Powoli się ściemniało. Pożegnawszy się z naszymi kolegami, poszliśmy na sushi, bo dowiedzieliśmy się, że jest w klubie o nazwie "Studio". Szkoda, że dopiero 2-go dnia. 


Fajnie rozmawiało się z gościem od sushi. Mimo tego, że daliśmy za to 43 zł, co nie bardzo się opłaca, to i tak się najedliśmy. Jeszcze zwiedziliśmy studio - czyli scenę i pognaliśmy do naszego sleeproomu. Ostatecznie było tam 7 osób razem z nami. Była to najspokojniejsza klasa i byłam strasznie zadowolona z tego, że mogłam się wreszcie wyspać. Tak minął drugi, wspaniały dzień, a trzeci - był jeszcze lepszy!

wtorek, 30 lipca 2013

Krakon, dzień pierwszy!

Na wstępie, chciałabym Wam wszystkim podziękować za słowa wsparcie. Przepraszam, że doprowadziłam Was do płaczu, ale jesteśmy kwita, bo Wasze komentarze mnie też ;). Jeszcze długo o tym nie zapomnę, ale w końcu się pozbieram. W końcu... to ja. Jestem silna, kocham życie, ale... niech ten głupi i pechowy rok 2013 już odejdzie...
Tak jak obiecałam, zabieram się z małym opóźnieniem za notkę o konwencie. Żałuję tylko, że całą tą radość przyćmiły ostatnie wydarzenia, ale mimo wszystko... było super. Podkreślam, że był to mój pierwszy w życiu, większy konwent, bo na kilku małych już byłam. Parę słów na sam początek.
Organizacja była okropna. Na konwent wchodziły szybciej osoby bez akredytacji i od razu dostawały cały pakunek krakonowy. My, musieliśmy czekać godzinę na to, aż ktoś nam łaskawie da identyfikatory i cały program. Dostałam też zepsutą smycz, więc karteczka z moim imieniem mi odpadała. Gdy chciałam ją wymienić, oburzona gościówa od akredytacji powiedziała mi, że nie mają już smyczy. CO? To za cholerę ja płacę? Za lewą smycz? I jeszcze każą mi nosić na tym identyfikator? Dobre sobie. A jak mi ucieknie karteczka, to może mam płacić jeszcze raz? Are you fucking kidding me? Na szczęście dziewczyna obok wymieniła mi smycz, za co bardzo jej dziękuję, bo tamtą drugą bym chętnie udusiła...

No, dosyć fajna ta torebka.
Mój ident. Wszystkie były dosyć pomysłowe.

Idąc dalej. Mogłeś zapłacić za dwa dni i być tam cztery, bo nikt tego nie sprawdzał. ZERO ORGANIZACJI. W sumie na panelach też nie było nic ciekawego. Ten konwent byłby beznadziejny, gdyby nie... ludzie. Poznaliśmy wielu, wspaniałych mangowców i fantastów. Ludzie sami do Ciebie podchodzili i zaczynali konwersację, a to było dla mnie... coś niesamowitego!


Naff, gdzieś na krańcu ławki. Na początku było mi naprawdę głupio przy obcych ludziach, gdzie miejsca brak i nie wiesz o co chodzi. Nawet nie potrafiłam zrobić zdjęcia, dlatego zwerbowałam do tego Arusia, który świetnie się sprawił! Ach, to mi przypomniało, że w kolejce po akredytację, jakiś chłopak zrobił mi zdjęcie. Cóż. Nie miałam żadnego cosplayu, ale ok. Zrobiło mi się miło, choć byłam cała czerwona, a Aruś zazdrosny.

Pierwsze dzieło Arusia - Izaya i Shizuo, którzy byli z nami na początku w sleeproomie
Czyżby Arielka?
Natsu w farbowanych włosach z którym wielokrotnie mieliśmy okazję porozmawiać
Pamiętam tyle, że śpiewali: "Jest tyle sposobów by umrzeć"

To taka mała fotorelacja robiona na wstępie. Dużo czasu spędziliśmy chodząc po stoiskach. To, co kupiłam jest ukazane w poprzedniej notce. W sumie dużego szału nie było. Z panelami nie zaszaleliśmy. Byliśmy tylko na reklamach. Szału nie ma. Pierwszego dnia na ogół niedużo się działo, choć mimo wszystko, było przyjemnie!


Nie było co robić, dlatego pognaliśmy aż do galerii krakowskiej na sushi. To był w sumie nasz obiad. Na ogół niedużo jedliśmy podczas konwentu, a głównie żywiliśmy się właśnie sushi. Mniam. Mogłabym jeść w nieskończoność.

Naff z pałeczkami!

Ach, jeszcze jedna okropna strona Krakonu. Do wszystkiego było daleko. Od konwentu do sleeproomu, piechotą ok. 40 minut. Co prawda jeździliśmy tramwajami, ale i tak zajmowało to sporo czasu i traciło się dużo kasy. Drugiego dnia otworzyli drugą szkołę, ale postanowiliśmy zostać tutaj. Tak jak u nas było ok. 20 osób w sleeproomie, tak potem zostałam w nim tylko ja i Aruś. Wszyscy uciekli do drugiej szkoły, bo: bliżej i... bo prysznic. Oczywiście my sprytne bestie, dawaliśmy sobie radę z umywalkami. 

Neko po powrocie na teren konwentu, podczas oglądania gry w... chusteczkę.
Gra w chusteczkę.

Jak to ujął fotograf radia Banzai, który do nas podszedł i rozpoczął konwersację: jest to uboga wersja twistera. Rzucasz chusteczkami i musisz je zdobyć, zostając w takiej samej pozycji w jakiej je zdobyłeś. Ciekawa gra, aczkolwiek nie chciałam tam dołączać w sukience. A propos fotografa radia. Jest naprawdę świrniętym gościem, ale świetnie się z nim rozmawiało. W raz z innym fotografem, pokazywali nam zdjęcia, które dotychczas zrobili. 

Nasza kolacja w sleeproomie. Daifuku ze "Smaków świata" w galerii krakowskiej.

Gdy już się ściemniało, a konwent powoli cichł, zabraliśmy się tramwajem do sleeproomu. W sumie pierwszy dzień był nawet fajny, tyle, że było mi smutno z powodu, że nie byłam zbyt kontaktowa. Obiecałam sobie, że wezmę się w garść i zacznę być bardziej rozmowna oraz, że poznam wiele, świetnych ludzi! I tak jak sobie obiecałam, tak się stało. Zanim to jednak nastąpiło, musiałam zmierzyć się z masą świerniętych mangowców, latających i drących się do 4 nad ranem. Nie ma to jak poprzedniej nocy wstać o drugiej, a następnej nie móc zasnąć. Ech, konwenty. I tak oto Naff dnia pierwszego, stworzył opis konwentu, a wszystko co stworzył było dobre i zapowiedział, że następny dzień będzie jeszcze lepszy.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Pustka

Miałam dosyć ciężką noc. Nie chciałam spać w łóżku w którym zawsze leżałam z moim psem. Czułam się jak 5-latka uciekając z pokoju do rodziców z wielkim misiem w ramionach. "Nie możesz spać?", "Nie mogę", "To chodź do nas". Czułam się naprawdę jak malutkie dziecko śpiąc z rodzicami w jednym łóżku. Po prostu nie mogę tego przeżyć. Pustka po Basterze tak bardzo razi. Miałam w nocy jakieś schizy. Co rusz słyszałam tuptanie małych łapek, warczenie, ziewanie, wzdychanie... wciąż sobie powtarzałam, że to nieprawda. Że on tu wciąż jest. Leży z tyłu. Czułam to. Nie wiem, na razie nie mogę się pozbierać. Ten rok jest naprawdę okropny. Byłam już na trzech pogrzebach, zmarło mi wiele bliskich osób, tak wiele okropnych rzeczy się działo. Wciąż zadaję sobie pytanie: Dlaczego wokół tyle śmierci, a żadnej radości z narodzin? Smęcę, naprawdę smęcę. Ale każdy ma takie momenty w życiu, kiedy nie może się pozbierać. Z czasem będzie lepiej, ale nigdy tak naprawdę nie zapomnę. Życie jest kruche. Tak bardzo kruche. Dlatego będę pamiętać o tym, aby z każdym żegnać się tak, jakbym go miała widzieć ostatni raz, bo nigdy nie wiadomo co może się stać...

Żeby nie było tak do końca smętnie, wprowadzam was w lekki klimat konwentowy. Moje zakupy. Pocky, maskotka, kubek, plakat (który wygrałam) i poduszka. 
Przyjechałam z dwoma przypinkami, skończyłam z 12-stoma!

Na razie nie jestem w stanie więcej napisać. Notka o Krakonie powoli się tworzy. Jeszcze odnośnie moich smętów. Mój pies został pochowany pod magnolią. Ma własny kamień, świeże kwiaty i znicza, który płonie. Nazywajcie mnie nienormalną, ale to nie był dla mnie tylko pies. Nie. Nie ma co płakać. Odszedł, bo tak musiało być. Na pewno później by cierpiał. Kiedyś się z nim zobaczę. Tak samo jak z dziadkiem.

Baster [*]

Tak, wróciłam z konwentu. Było naprawdę wspaniale i myślałam, że nic nie jest w stanie zniszczyć tej chwili, a jednak. Odszedł kolejny członek naszej rodziny. Moje serce nie pogodziło się jeszcze ze stratą dziadka, a teraz nagle, tak znienacka odszedł mój pies Baster. Stało się to, gdy nie było mnie w domu.


Wiem, naprawdę smęcę, ale nie mogę pogodzić się z tą stratą. To nie był tylko pies. To mój przyjaciel, członek rodziny. Zawsze szczekał, gdy wracałam do domu, cieszył się, skakał, a teraz, gdy wróciłam, cisza aż raziła w uszy. To dziwne, że pod drzwiami słyszałam piszczenie, a w środku nie było już nawet budy z której by wyskoczył...
Wieczorem, gdy rozmawiałam z Arusiem na skypie, leżał zawsze na moim łóżku i spał. W nocy rozpychał się i dzielił ze mną poduszkę. Gdy słyszał szeleszczące sreberko, wiedział, że to czekolada i że ktoś się z nim nią podzieli. Dzielnie ratował mnie z wody, gdy za daleko odpływałam. Gdy widział, że idę, uciekał ze swoim jedzeniem w obawie, że mu zabiorę. Był z nami 11 lat. Ironią losu jest to, że przed moim wyjazdem rozmawiałam z Arusiem o tym, że nie wiem co bym zrobiła, gdyby go zabrakło. Płakałam wtedy i tuliłam Bastera do siebie. Już wtedy było coś nie tak. Kaszlał, dyszał, był ociężały i dostał ataku na boisku. Najgorsze nadeszło. Nienawidzę tego roku. Wszyscy umierają. Wszyscy cenni i ważni dla mnie ludzie i zwierzęta. Wiem, on jest teraz w lepszym świecie i nigdy o nim nie zapomnę... Wiem, że żaden pies go nie zastąpi. Spoczywaj w pokoju, Basterku [*].

czwartek, 25 lipca 2013

Na Krakon!

Hej! Kiedy to czytacie, ja pewnie siedzę w autobusie i zmierzam do Krakowa. Musiałam wstać niestety o 3 w nocy, bo autobus nie jest bezpośrednio z mojego miasta. Jestem naprawdę podekscytowana Krakonem! Z pewnością gdy wrócę, zaleję was fotkami. Nie jestem w stanie określić, ile tam będę. Akredytację mam na 2 dni, ale jeżeli będzie fajnie, to czemu by nie zostać do końca? Jak wrócę, to od razu zabiorę się za notkę. Trzymajcie się ciepło!

Z serii: podróżujący Naff w kapeluszu

wtorek, 23 lipca 2013

Pies ratownik

Uwielbiam chodzić na spacery, gdy słońce powoli zachodzi. Robi się wtedy chłodniej, ładniej i przyjemniej. Wczoraj, wybraliśmy się wspólnie z Arusiem i Basterem nad zalew. Trochę się pomoczyliśmy, choć za daleko nie mogliśmy odchodzić. Mój pies od małego nie lubił, gdy ktoś z osób, które zna, wchodziły do wody głębiej niż po kostki. Zawsze zaczynał przejmująco szczekać, aż w końcu wskakiwał do wody na ratunek! Podkreślam, że wody nie lubi. Kochany Baster, raz mnie prawie nad jeziorem utopił. Popłynęłam na głębokie wody gdzie nie czuć dna, patrzę, a coś mi skacze po plecach i mnie topi. Miałam cudowne rany na plecach. Mimo wszystko... jak nie kochać takiego psa? 

Baster wypatrujący z wody Arusia. Gotowy, by go uratować! 
Głęboko zamyślony Aruś. Uwielbiam to zdjęcie.
Dzióbki muszą być!
 I piękny zachód słońca

A po powrocie podlewanie kwiatów w ogrodzie i sielanka do 2 w nocy, połączona z wcinaniem karmelków i oglądaniem anime. Ostatnio skończyliśmy oglądać K-project i prawie kończymy Psycho-pass. Obydwie serie mi się podobają i myślę, że niedługo pokombinuję z recenzjami.


Jakbym mogła zapomnieć? Pewnie każda z Was lubi być rozpieszczana kwiatami ;). Aruś po raz kolejny wręczył mi śliczne róże. Jak go nie kochać?

poniedziałek, 22 lipca 2013

Kwiatowa kąpiel i TAG od Nikoli

Ostatnio natknęłam się na stronę, gdzie znajduje się mnóstwo, przeróżnych konkursów fotograficznych. Jeżeli ktoś chętny, to zapraszam <<klik>>. Są wakacje, mam mnóstwo wolnego czasu... więc czemu by nie spróbować swoich sił? Już w jednym wzięłam udział - dotyczył on przeróbek (PhotoShop w ruch!). Może niedługo pokażę efekty swojej pracy :)
Co do dzisiejszego dnia. Lenistwo po raz setny. Tylko na chwilę wyszliśmy z Arusiem na miasto, żeby kupić karimatę na Krakon. Nie, na razie sobie tego nie wyobrażam. Jeszcze tylko 4 dni!


Dlaczego puder w dzisiejszej notce? A, no bo jak się lenić, to lenić. A najlepiej gdzie to się robi? W wodzie. Wreszcie postanowiłam wypróbować mój nowy puder do kąpieli o zapachu Afryki. Jakikolwiek to zapach, jest cudowny i pachnę nim do tej pory! Magia.

Jak szaleć, to szaleć! Do kolekcji, jeszcze świeże kwiaty prosto z ogrodu!

Fajnie jest się tak czasem zrelaksować...
A teraz, ostatni już TAG do którego powołała mnie ostatnio Nikola. Bardzo Ci dziękuję za otagowanie!

1.Czy blogowanie sprawia Ci przyjemność ?
Oczywiście! Dlatego bloguję. Nie robię tego na siłę.
2.Czy sam/a podjęłaś decyzję w prowadzeniu bloga ?
Tak. Zawsze to ja podejmuję takie decyzje ;)
3.Czy zachęcasz do prowadzenia bloga ?
Oczywiście! To świetna zabawa! Można poznać również wiele wspaniałych osób!
4.Czego oczekujesz od blogerek, które obserwujesz ?
Emmm, zależy w jakim sensie. Bo w sumie... nie oczekuję od nich niczego. Chcę tylko wiedzieć co u nich słychać.
5.Posiadasz jakieś życiowe motto ?
"Kiedy życie wręcza Ci cytrynę, upiecz ciasto cytrynowe!"
6.Czy Twoje poczucie humoru wpływa na post ?
Czasami nie. Zawsze byłam skrytą osobą. Nawet, jeżeli miałam zły humor i chciało mi się płakać, pisałam wesołą notkę. Ale nie zawsze tak jest. Czasem te uczucia same wypływają na klawiaturę.
7.Czy czujesz, że osiągnęłaś coś w życiu ?
Czuję, że osiągnęłam już wiele w życiu. Przede wszystkim do tej pory go nie zepsułam, jak wiele ludzi w moim wieku. Nie dałam się presji środowiska. Nie palę, nie piję, nie biorę, nie walę. Zawalczyłam też o cudownego chłopaka!
8.Kiedy piszesz jakiś post, co czujesz ?
Radość! Że mogę coś napisać! Szczególnie jeżeli mam o czym :).
9.Jak reagujesz na hejterów ?
Jeszcze nie napotkałam hejterów na moim blogu, ale jeżeli chodzi o ogół, to... bardzo nie podoba mi się samo ich istnienie. Bezpodstawnie się na tobie wyżywają i nie doceniają twojej pracy.
10.Co skłoniło Cię do założenia bloga ?
Blog Ankyls. Tak przypadkiem na niego wpadłam i przypomniał mi, jak to kiedyś było, gdy się miało własnego.
11.Czy miałaś taki moment kiedy chciałaś zrezygnować z blogowania ?
Zrezygnować? Nie przypominam sobie tego. Na pewno chciałam go zawiesić, ale to miało miejsce tylko raz.

niedziela, 21 lipca 2013

Makaronowy dzień

Dzisiaj w raz z Arusiem mieliśmy bardzo przyjemne popołudnie. Szczególnie mile wspominam pobyt na ogródku. Przyrządziliśmy Sobę (to było w tej notce: <<klik>>), wzięliśmy z lodówki zimne Somersby, chwyciliśmy tablet w raz z książką i ruszyliśmy do altanki.


Zaczynając malutką recenzją. Soba to dosyć interesująca pod względem technicznym "przekąska". Wlewasz, czekasz, odcedzasz przez dziurki, dodajesz sos, mieszasz i GOTOWE! Jednak pod względem smakowym... mocno średnie. Nie lubię żadnej zupki chińskiej, a to mi trochę ją przypominało.

Goście programu
Soba z teriyaki w przybliżeniu
Makaronowy Aruś
Makaronowy Naff
Makaronowy pies
Omnomnom
Upadły anioł
No i twórcza, ogrodowa pajęczynka, musi być!

Przesz resztę dnia obijaliśmy się w domu. Dopiero przed chwilą wyszliśmy na kosza, co się trochę... źle skończyło. Spanikowałam jak nigdy. Mój pies nagle ni z tego ni z owego, rzucił się na grzbiet i zaczął wyć tak, jak nigdy tego nie robił. Myślałam, że już po nim, momentalnie zalałam się łzami, a on nagle... wstał, zadowolony i zaczął biegać, machając ogonem. Naprawdę, zawał na miejscu. Musiał go jakiś skurcz złapać. Nie, zdecydowanie nie wyobrażam sobie życia bez mojego ukochanego Bastera z którym dorastałam...
Do konwentu 4 dni. Na szczęście przelew zatwierdzony. Czas się pakować i drukować potwierdzenia.