czwartek, 26 września 2013

Tak niewiele dni pozostało...

Piszę notkę tak naprawdę o niczym. Mimo tego, że wiele rzeczy się dzieje, to po prostu nie jestem w stanie ich przywołać - czas na lecytynę! Szkoła, jak to szkoła. Nauka, czytanie na nudnych lekcjach Sagi o Ludziach Lodu, "fynfcein geziśtigen Grey" - jak to mówimy z Krawcem i te cudowne przerwy ze znajomymi. Korzystam z ostatnich, wspólnych chwil jak mogę. Nie chcę się na nich gniewać, nie chcę się z nimi kłócić. Widzę ich ostatni rok! Nie wiadomo, co przyniosą następne lata. Wiem tyle, że każdy z nas idzie w swoją stronę. I pomyśleć, że z niektórymi znam się od przedszkola. Moje naffowe serduszko krwawi...

W sumie skład niepełny. Wiola, Krawiec, Gosiek, Luśka. Dosyć stare
zdjęcie. Na pożegnanie z nimi, planuję coś szczególnego!

Biologia idzie mi tak opornie... a to tylko dlatego, że nie wiem za co się wziąć. Tego jest za dużo! Na razie nauczyłam się czegoś o ekosystemie. Zaszalałam. A z innych przedmiotów dosyć średnio. Z większości na razie wychodzą mi czwórki, piątki, ale to się jeszcze może zmienić.
A tymczasem ucząc się na piątek, marzę o jutrzejszym wyjeździe do Arusia. Znowu znajdę się w ukochanym Wrocławiu, przy ukochanym chłopaku. Życie jest piękne.
Co słychać u Was, co planujecie na weekend i jak Wam idzie w szkole? :3 Naff się z Wami żegna, bo jeszcze tak dużo rzeczy musi zrobić! Napiszę może po weekendzie, jak wrócę. Na pewno będzie jakaś zdjęciowa relacja!

wtorek, 24 września 2013

Bardzo książkowo

Tak wiele się ostatnio dzieje... Naprawdę nie narzekam na rutynę, której straszliwie się boję (na nią nadejdzie czas w zimie). Aruś już jest we Wrocławiu. Planuję odwiedzić go w piątek po szkole. Może wybierzemy się na basen! W końcu odległość między nami wynosi (patrząc na bilet do Wrocławia) 144 km. Mogłabym się bawić w matematyczne proporcje, ale różnica jest jasna. 144 km, a 500 km. I to tylko przez ten rok. Będę wytrwale pracować na fakultetach z biologii, żeby dostać się na studia do Wrocławia! A wtedy już nikt mnie nie powstrzyma przed mieszkaniem z Arusiem. NIKT i NIC.

Tak się uczy Naff. Dojdą do tego jeszcze 3 książki. I tak wszyscy wiemy, że tego nie
przeczytam C:

Oprócz złej i przygnębiającej pogody, staram się utrzymać swój poziom energii na możliwie wysokiej skali. Do tej pory nie odespałam czytanie książki do rana i mam z tym trochę problem, ale czego nie robi się dla Sagi o Ludziach Lodu? Jak już mówiłam, pierwszy raz przeczytałam wszystkie 47 tomów w wieku 14 lat. No, bądźmy szczerzy. Nie jest to książka dla osób... "małych". Liczne sceny erotyczne, dużo takich, których nie w sposób zrozumieć... ale mimo tego, kochałam ją z calutkiego, swojego malutkiego 14-letniego serduszka. Dziś, mając prawie 19 lat, postanowiłam przeczytać tą serię od początku. Narodziła się myśl. Skoro tak kocham Sagę, to czemu by nie poprosić o wszystkie 47 tomów na urodziny? Rodzice się zgodzili. Latam teraz po allegro, po bibliotekach i wypytuję. Dlaczego tak bardzo ją lubię? A, no za porywającą fabułę, demoniczną aurę, za obciążonych złym dziedzictwem ludzi lodu (byli typowo źli, mieli zawsze żółte oczy, ale niektórzy potrafili to przezwyciężyć i stawali się dobrzy) i przede wszystkim za siłę kobiecą! Nawet, jak potomkinie Ludzi Lodu nie miały żadnych mocy i były... normalne, miały w sobie taką moc i upór w dążeniu do celu! Lubię, jak kobiety są tak przedstawiane. Silne i świadome własnej wartości. To seria, w którą będę się wczytywać do końca swoich dni. Dlatego chcę mieć ją przy sobie. Przy okazji przypomniała mi się dzisiejsza rozmowa z moją... kontrowersyjną nauczycielką. Tak, lubię ją tak zwać. Czasami wymyśla dziwne rzeczy. Dzisiaj np. widząc, że czytuję pod ławką Sagę, powiedziała, że nastolatkowie nie powinni czytać takich rzeczy. Myślałam, że Sagę czytała, ale jak się okazuje, nie chodziło jej o tą serię, tylko o ogół. "Nie powinniście czytać na tym etapie życia książek i oglądać seriali". Powód? "Zachowa się to w waszej podświadomości i nieświadomie potem będziecie chcieli czynić jak bohaterowie. Wcale nie będzie to dobre". To ja do niej z wielkim wtf na twarzy i: "Sugeruje pani, że będę chciała zawrzeć pakt z diabłem?". Tak, tak. I jeszcze zakopię garnek na bunkrze i tym samym przeklnę mój ród. Będą się rodzić obciążone złym dziedzictwem, niebieskookie Naffy. Tak. Ma pani racje. Przynajmniej było dużo śmiechu.

Brakuje "Miasta Kości", "Księgi bez tytułu" i "Naznaczonej" oraz wszystkich moich ksiąg 
kucharskich i kilku innych, randomowych.

Ostatnio zwinęli mi telewizor z pokoju, więc mogłam zrobić sobie półeczkę z książkami. Jedyne co mnie boli, to... fakt, że jest tam za mało miejsca! Mam jeszcze dużo książek oprócz tych. Marzę o takiej wiszącej na ścianie półce, dużej półce na książki. Naprawdę, ile kroć miałabym jakąś przerwę z czytaniem, zawsze będę do nich wracać. To jest moje takie... uwalnianie się od problemów. Wciąganie się w świat wyobraźni, fantazji, to coś wspaniałego! Moim małym, skromnym marzeniem, jest wydać kiedyś własną książkę. Napisałam już milion opowiadań, pseudo powieści... więc czemu nie? Ale to przy bardziej odległych czasach. A wy, kochani, lubicie czytać książki? A jak tak, to jakie? Ja straszliwie lubię fantasy, wszystko co związane z magią i romanse, a najbardziej obydwa te gatunki połączone w całość (Saga!). Kryminały troszkę mniej, rzadko kiedy jakiś mi się podoba. Horrory - też zależy.
Dobrze, moi mili. Znikam na zebranie związane z studniówką (w zastępstwie), a potem na prawdopodobnie ostatnie, dłuższe spotkanie z Niku. Niedługo, podobnie jak Aruś, wyjeżdża na studia do Wrocławia. Bywajcie, moje malce!

PS. Skoro przy temacie opowiadań, książek, powieści. Może wstawić jedno z nich na Naffowo, to znowu nie taki zły pomysł? Co o tym sądzicie?

poniedziałek, 23 września 2013

Weekendowe wytchnienie

Korzystając z chwili wolnej i zajmując cenny czas przed nauką słówek z ang., robienia matmy i uczenia się z biologii, piszę notkę o weekendzie. Jestem w szoku, gdy patrzę na to, ile nam zadają w szkole. My mamy w tym roku maturę, naprawdę. Przystopujcie, ja sama powoli nie wyrabiam! Wczoraj cały dzień robiłam zadania, referaty... już tysiąc kartkówek na tydzień! Aż łysieję. Ze stresu. Dobrze, że istnieje coś takiego jak weekend, bo choć na chwilę można odetchnąć. Sobota co prawda była i tak bardzo intensywna, ale nie będę narzekać. Z samego rana basen, potem spotkanie ze znajomymi w celu zrobienia projektu, rzucanie sobie z Krawcem orzeszków do buzi, podjadanie mu spaghetti, kręcenie filmików o odkurzaczach i słuchanie ballady o cyckach. Nieważne co się robi, ważne, że z nimi! Po południa szybka akcja z zakupami, zgarnięcie Niku, oglądanie hinduskiego tańca na mieście, gdzie leciała piosenka z tekstem "um, parapet! um, parapet!" i... urodzinowa (kolejna) impreza mamy do późnej nocy.

Tak wyglądał nasz stół. Odświętnie!
Śliczna różyczka
Ulubione jajka faszerowane pieczarkami i żółtkiem C:
Mozarella z nienawidzonym pomidorem!
Torcik biszkoptowy z serkiem mascarpone i truskawkami oraz malinami C:
Szampan! 
I nieogarnięte zdjęcie z Niku. Nic nie ćpałam.

Tego dnia miałam okazję pobawić się dwoma aparatami. Canonem EOS 1100D oraz swoim własnym Nikonem D3100. Zbytniej różnicy na zdjęciach nie widać! Była nas czwórka, więc zabawa na całego. Często wychodziłyśmy wspólnie z Niku na ganek, spędzając tam dużo, dużo czasu na rozmowach, a ostatecznie, na zakończenie, oglądnęłyśmy Barbie. Uwielbiam bajki Barbie. Widziałam już wszystkie. Są naprawdę urocze, niektóre mają super piosenki i... no, są dla dzieci, a ja jestem takim wielkim dzieckiem C:
Położyliśmy się gdzieś przed 2. Pech chciał, że zabrałam się za swoją starą "Sagę o Ludziach Lodu", mającą aż 47 tomów. Tak oto spędziłam całą noc, do 6 nad ranem, na czytaniu pierwszego tomu i 300-stu stron. Ostatni raz czytałam tą książkę jak miałam 14 lat. Myślę jednak, że głębiej się nad nią rozpiszę w innej notce.
Nauka wzywa. Wiem, wszystko trochę chaotyczne, ale muszę uciekać.

piątek, 20 września 2013

O weselu

Wesele. W końcu nadszedł ten długo oczekiwany moment na notkę, a Naff uświadomiła sobie, że już prawie nic z wesela nie pamięta! No, kurna, lecytyna jak nic. 10 października mam urodziny, może ktoś na to wpadnie. Bardzo przydatny prezent, nie powiem.
Powiem tak. Ślub odbył się w sposób... zwyczajny. Oczywiście Naff, jak to Naff musiała się rozryczeć. Nie, zdecydowanie nie wyobrażam sobie własnego ślubu i wesela. Przecież ja będę na okrągło ryczeć. Współczuję Arusiowi. Mój ty biedny, mężusiu. Bynajmniej, nie schodząc z tematu... Przed kościołem poznałam masę nowej rodziny. Co chwila pytałam mamy: "Kto to jest?!", w efekcie czego nie zapamiętałam zbytnio dużo osób. Najczęściej były to ciocie, wujki, kuzynki i te inne ludzie. Fajna sprawa. A wyglądałam tak:

Tona lakieru na i tak rozwalających się włosach, randomowe ciuchy z boku i ja.
Razem z mamą. Tak bardzo... kontrastowo i niepodobnie.
Tak bardzo miło i rodzinnie, a wyglądamy jak na pogrzebie C: niech żyje czerń!
No, cóż. Słit focia z Garfieldem musi być. Kochany braciszek.
I z drugim braciszkiem! <3

Tyle to z tych bardziej słitaśnych, wyglądowych rzeczy. Impreza, imprezą. Wódka wszystko rozrusza. Parkiet był mój i brata. Wyglądaliśmy jak takie dwa downy tańczące pseudo twista na środku sali. Najlepszy był moment, kiedy muzyka się skończyła, a my złapaliśmy się za serce równocześnie, dysząc i mówiąc: "Ty. Serce mnie boli, chodźmy usiąść", "No, mnie też. Brak formy chyba". Cóż. Jakoś zbytnio na parkiecie później nie szalałam. Tańczyłam z kimś z rodziny, z kimś spoza rodziny, z panem młodym, z braćmi, z tatą, z mamą... takie buty. Dobry był też moment, kiedy po północy, w urodziny mojej mamy, zabrzmiała specjalna piosenka z dedykacją dla niej. Miło było patrzeć, jak wszyscy z rodziny składali jej życzenia!

...Żeby tort weselny był dobry, to jest cud!
I zdjęcie z tatą, mamą i panem młodym!

Było fajnie, choć mięso było suche. Niestety, nie złapałam bukietu, ale co tam! Będę miała jeszcze czas na własne wesele haha. Ważne, że wyszłam stamtąd z pozytywnymi wspomnieniami. Lubię wesela.
Zaczął się weekend. Jak się z tym czujecie? Ja dobrze, choć przeziębienie mnie trochę dręczy. I ta świadomość, że trzeba się uczyć. Jak nigdy, zaczęłam to robić już w piątek. SZOK. Jednak jutro sobie odpuszczam. Trzeba w końcu odpocząć. Pozdrawiam Was, moje dzieciątka <3

czwartek, 19 września 2013

Spotkanie z Niku

Dzisiaj niestety nie o weselu. Nie mogę się zabrać za tą notkę, ale myślę, że w weekend coś zdziałam. Tymczasem coś o dniu dzisiejszym. Spotkałam się z Niku, ponieważ bardzo długo się nie widziałyśmy. Niedługo wyjeżdża na studia do Wrocławia, więc nie będziemy się zbyt często spotykać. Z tegoż powodu, korzystamy z ostatnich chwili wolności.

Krzywy Naff
Twórczość Niku
Piwo, które bez soku smakowało by jak siki
Cudowne żarełko. Kurczak z trawą cytrynową!

Jak dawno nie byliśmy u chińczyka! Zmienił swoją siedzibę, a więc musieliśmy wpaść i zobaczyć co tam u niego słychać. Jedzenie pyszne jak zawsze, lokal zdecydowanie większy, no i zaskakujący dodatek do piwa - sok malinowy. Zużyliśmy większą połowę, szczerze gardząc gorzkim Żywcem. Chińczyk tak jak nigdy się z kuchni nie wynurzał, tak dziś do nas zagadywał z pytaniem: "Gdzie macie chłopaków?!". Nie miałam pojęcia, ze umie gadać po polsku. Przezabawny gość!
Ogółem całe nasze spotkanie polegało w większości na... spacerowaniu. Nogi to mnie do tej pory bolą, ale nie narzekam, bo lubię wieczorne spacery. Gorzej z tym, że było cholernie zimno. Jesień idzie, o ludzie, ludzie.

środa, 18 września 2013

U rodziny

Przybywam w ten okropny, szary dzień w którym na nic nie ma się ochoty. Dzisiaj w końcu odespałam późne chodzenie spać. Mam trochę energii, ale coś mi się wydaje, że muszę ją spożytkować na naukę. W przyszłym tygodniu aż wszystkiego za wiele. Tak bardzo mi się nie chce. Nawet matura mi przelatuje przed oczami. Na razie zdobyłam masę książek z biologii, ale kiedy ja to przeczytam?
A teraz odrobinę bardziej optymistycznie, bo na temat mojego ostatniego pobytu u rodziny. O weselu, troszkę później, bo to bardziej obszerny temat.

Przymilny kotek, który bawił się paskiem od Nikona. Wszystkie zwierzaki go lubią.
...a następnie zabawa sznurówką.
Mój mały, uroczy tygrysek *___*
Był jeszcze jeden, ale uciekał. A ten się ciągle na mnie patrzył, jakbym z kosmosu była.
I psiak, któremu zrobiłam zdjęcie i uciekł. Ale też był słodki!
Naff z mokrymi włosami i kotem, który wciąż właził mi na kolana.
Ładne widoki. Mieć dom na odludziu... marzenie.
Kwiaty dla pary młodej.
Kwiat, który szalenie mi się spodobał!
Zdjęcie z kuzynką w moim wieku. Chyba podobne w nas tylko włosy haha
I cała rodzinka bez brata. Zawsze jakaś pamiątka!

Przyznam szczerze, że nigdy w życiu nie wiedziałam o istnieniu tej części rodziny. Jak tylko przyjechaliśmy i z kimś się przywitałam, to było: "Mamo, kto to jest?!". Jak się szybko okazało, mam masę rodziny w tych okolicach. Mama ponoć nie była tu od 20 lat, więc nie dziwię się, że nikogo nie poznałam! Wiecie, co jest najzabawniejsze? Mam kuzynkę w swoim wieku i o tym nie miałam pojęcia. No i ciocię Marlenę, moją imienniczkę, która z zamiłowaniem czyta Sagę o Ludziach Lodu jak ja. Każde nasze podobieństwo sumowałyśmy "Marleny tak mają". Od razu ich pokochałam. Było z nimi śmiesznie! Mieszkali na... takim odludziu. W pobliżu nie było żadnych domów, a do nich prowadziła jedna, długa ścieżka. Marzenie, mieszkać w takim miejscu! Jak widać, mieli też mały zwierzyniec, który od razu pokochałam. Nie wiem co jest ze mną nie tak, ale koty mnie kochają. To już czwarty raz, kiedy obcy kot podchodzi do mnie, wymijając wszystkich innych i się łasi, jakbym była jego mamą. Potem, siedziałam na betonie, a ona sam wskakiwał mi na kolana. I jak tylko widział, że się zbliżał, to zaczynał biec w moją stronę. Co ja mam z tymi kotami? Przez to sama je polubiłam! Tak więc rodzinny wypad, choć krótki, to bardzo przyjemny. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wpadniemy.

poniedziałek, 16 września 2013

Pożegnanie z braćmi

Już na wstępie, chciałabym Wam wszystkim serdecznie podziękować za ciepłe słowa pod urodzinową notką. To wiele dla mnie znaczy. Dzięki nim, mam ochotę na dalsze prowadzenie bloga! Jesteście kochani.
A dziś piszę skrótowo. Mam masę nauki, poczynając od kartkówki z matmy, więc post tylko o dniu dzisiejszym. O weselu może jutro, może za dwa dni. Powiem na razie tylko tyle, że... było świetnie! Poznałam wspaniałych ludzi i to z mojej rodziny. Dziwi mnie to, że do tej pory ich nie znałam, ale lepiej późno, niż wcale! Niestety, w dniu dzisiejszym pożegnałam się też z braćmi. Będzie bez nich naprawdę smutno.

Nasza wspólna, ostatnia kawa w Coffe Heaven.
...A w netto była promocja! Kupiłam 3 książki Zafona za 31 zł. Łał. Za jedną tyle bym zapłaciła normalnie. I repetytorium z biologii za 14 zł, więc... czemu nie skorzystać?!

Uciekam, bo wzywa mnie nauka. Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i jakoś Wam ta szkoła płynie ;3. U mnie jest strasznie, ale żyję! Oby tak dalej.

niedziela, 15 września 2013

Pierwsze urodziny bloga!

Piszę szybką notkę przed wyjazdem. Pech chciał, że i za równo urodziny mojej mamy, jak i urodziny Naffowa, wypadają 15 września, kiedy będziemy bawić się na weselu. Nie szykuję dużego rozpisu. Chyba.

Happy b-day! Ciekawostka: ta dziewczynka była użyta w pierwszym nagłówku!

Przyznaję, że początki nie były łatwe. Chciałam się już poddać po 2-giej notce, myśląc: "to nie ma sensu". Mój palec już miał kliknąć w przycisk "usuń", gdy nagle mnie oświeciło. "Ej, a może potrzeba czasu, żeby było fajnie". I tak oto trwam, już cały rok. Nie zawsze w moim życiu jest ciekawie, ale staram się dzielić z Wami najszczęśliwszymi jego momentami. Nigdy nie chciałam, żeby Naffowo było siedliskiem pesymizmu. O to chodzi, by cieszyć się życiem. 
Chciałabym Wam wszystkim podziękować za to, że ze mną jesteście. Że męczycie się, czytacie moje długie notki, znosicie moje odpały, komentujecie, czytacie... Jak Was mam nie kochać? Łezka się w oku kręci.

Pierwsza notka na Naffowie

Jak tak patrzę na pierwsze notki, to bierze mnie taka... wesołość. Początki były tragiczne, naprawdę haha. Próbowałam tworzyć tematyczne notki, co mi nie za bardzo szło. Był też okres, kiedy używałam zwykłej cyfrówki. Z bólem wspominam czasy, kiedy zaczęłam pisać na zdjęciach wielkimi literami "NAFFOWO". Niestety, nie cofnę tych notek, ale człowiek uczy się na własnych błędach. Dostałam lustrzankę, zmieniłam styl, zaczęłam przerabiać zdjęcia, zaczęłam się... bawić. Z czasem wszystko się rozkręciło! Myślę, że na dzień dzisiejszy nie jest źle i że nie zatrzymam się w rozwoju, a będę dalej działać.

Pierwsze zdjęcie zrobione lustrzanką. Zero przeróbki!

Patrzę na te notki i jestem zdziwiona, jak ten czas szybko upłynął. Patrzę i widzę notkę, która miała uczcić pół roku związku z Arusiem, a teraz? Teraz jestem z nim już 1,5 roku! Patrzę na swoje włosy, które sięgały ledwo szyi, a teraz są... naprawdę długie. Patrzę na małego Igora, na małego Fada, na to, jak cieszyłam się swoją 18-nastką, a tymczasem za niecały miesiąc czeka mnie 19-nastka! Naffowo to siedlisko wspomnień.

Naff, rok temu!

Zakańczając. Mam nadzieję, że jeszcze dużo, dużo lat będę prowadzić swojego bloga. Nie chcę go zostawiać, bo jest tu... tak dużo wspomnień! Gdyby nie Naffowo, już dawno bym o wielu rzeczach zapomniała. Jeszcze raz Wam dziękuję za to, że ze mną jesteście i mam nadzieję, że będziecie trwać na bloggerze razem ze mną jeszcze długi, długi czas <333.

czwartek, 12 września 2013

Dzień spędzony w ZG

Na temat dzisiejszego dnia, nie będę się zbytnio rozpisywać. Po prostu spędziłam go z rodziną. Chwała mojemu bratu, który osobiście zwolnił mnie u wychowawczyni, która zaś z kolej stwierdziła, że mieć takiego brata, to skarb. Popieram! 

Zdjęcie z braciszkiem. Jak tu go nie kochać?

Jak widać, ostatnio ścięłam grzywkę. Pomyślałam: "A, zaszaleję. Dawno nie miałam ściętej na prosto!" No i jest. Opinie różne, ja jednak uważam, że nie ma zbyt wielkiej różnicy, poza tym, że wyglądam trochę... młodziej. Żyć, nie umierać.

Jest ok. Naff ze swoją ściętą na prosto grzywką. Jak wrażenia?
Dużo osób chciało ostatnio zobaczyć moje trampki. Może już trochę po przejściach, ale są.

Zielona Góra minęła na odwiedzinach lekarza, sądów i ostatecznie kina oraz zakupów. Bratu zachciało się pójść na film w 3D, a jako, że jedynym odpowiadającym nam był "Parcy Jackson: Morze potworów", to poszliśmy. Z wielkim pudłem popcornu, torebką migdałów w kokosach i mirindą. Szczęście nam sprzyjało. Byliśmy w sali zupełnie sami, więc mogliśmy porzucać się popcornem, pośmiać się, pokrzyczeć i śmiać się do woli. Dosłownie jak w naszym prywatnym kinie. I te garfieldowe: "Whitney, mamy problem".
Co do filmu. Powiem tyle, że z chęcią przeczytałabym książkę, bo idę o zakład, że film był robiony właśnie na jej podstawie. Sam w sobie, nie był jakiś szczególny. Miło się oglądało, ale... tylko miło. Opowiadał o dzieciakach, które zostały spłodzone przez mitycznych Bogów i byli pół Bogami, pół ludźmi. Jakieś tam potworaki ich ścigały, a więc wszyscy ukrywali się za barierą, którą tworzyła ich zmarła koleżanka, córka Zeusa. Tematyka fajna, pomysł dobry, tylko wykonanie słabe. Książko, przybywam!

Raz, dwa trzy, różowy popcorn na Was patrzy.
Najcudowniejsze na świecie migdały w kokosowej polewie!
Ach, ten szpan na ekstra okularki w 3d. I te krzywa twarz.

Większość czasu spędziliśmy na kinie i wcinaniu. KFC i McDonald były nasze. Ok. 18 zmyliśmy się do domu. Jestem troszeczkę przerażona, bo nie zdążyłam znaleźć dla mamy prezentu urodzinowego! A nie będę miała czasu, aby to zrobić, ponieważ jedziemy jutro po mojej szkole na wieś, gdzie przeczekamy do wesela. 
Muszę wymyślić coś ambitnego, a tymczasem już dziś składam mojemu najstarszemu bratu najserdeczniejsze życzenia <3. Taaak. Rodzina, gdzie wszystkie urodziny są obok siebie. Jeżeli już o tym wspominam, to rok Naffowa minie dokładnie w urodziny mojej mamy, 15 września!


Jedne z moich ważniejszych zdobyczy. Na duży zeszyt z hello kitty, napaliłam się już dwa tygodnie temu. Byłam zawiedziona, że mama nie chciała mi go kupić, ale jak się okazało, czekał na mnie w Tesco, bo wiedział, że go dopadnę C: oprócz tego, zdobyłam drugi tom Madoki i drugi tom "Skrzydeł Laurel". Dosyć dawno czytałam tą książkę, dlatego najpierw muszę zrobić powtórkę. Z tych mniej ważnych rzeczy, to oczywiście ciuchy. Bluza, spodnie i inne pierdoły. A wszystko w kolorach czerni.
Uciekam, bo matma mnie wzywa. Tydzień szybko zleciał, co mnie bardzo cieszy. Mam nadzieję, że z przyszłym będzie tak samo. Pozdrawiam!

Wcale niemonotonny wrzesień

Ostatnio czas płynie bardzo szybko. Nie jest tak, że żyję monotonią. Wręcz przeciwnie! Przyjechali bracia, w domu jest wesoło, co rusz gdzieś wychodzę, coś robię i na ogół bardzo fajnie płynie czas. Do najbardziej udanych zaliczam ostatnie dwa dni, a szczególnie gdy pojechałam z bratem o 21 na horror do ZG. "Obecność", oglądaliście? Mimo tego, że ma elementy typowe dla tego gatunku filmowego (nawiedzony dom, duchy, opętania i inne), to uważam, iż wyszedł całkiem fajnie. Był nawet chwilami... śmieszny! Taaak, szczególnie gdy dziewczynka waliła głową w szafę. Zaiste, zabawne. Gorzej potem było wracać do domu. Co rusz zerkanie w tył i myśl: "Jaaa, tu śmierdzi stęchlizną. To oznaka, że są tu demony! Zaraz mnie coś chwyci za głowę! AAA!". No, ale życie umilało śpiewanie o północy piosenek w aucie. Dzisiejszy dzień, spędziłam zaś ze znajomymi. Najpierw na pizzy, potem na towarzysko w domu, a pod sam koniec na rozmowie z naszą Gosią, która przyjeżdża w październiku do Polski. Przy okazji w ciągu jednej minuty ustaliłam, że 5 października urządzę imprezę urodzinową. W moją 18-nastkę nie było dwóch ważnych dla mnie osób. Gosi i Arusia. Teraz będą obydwoje, a więc jak mam z tego nie skorzystać?!

Dzisiejsza, mały, jabłkowy Radler. W tygodniu bez szaleństw!
Mini pizza, którą ledwo co zjedliśmy.
Nie ma to, jak jeść obok oczka wodnego C:

 Co prawda udało nam się spotkać tylko w trójkę - ja, Krawiec i Patryk, ale z chłopakami zawsze jest zabawnie. Pomyśleliśmy nawet, że w trójkę możemy założyć własny kabaret haha. Zabawa troszeczkę zmieniła się w mroczniejszy nastrój, gdy podszedł do nas jakiś bezdomny pan i zaczął żulić o pieniądze na coś ciepłego do zjedzenia. W sumie serce nam zmiękło. Kolega nawet poszedł popatrzeć, co ciepłego jest jeszcze w restauracji. Była jednak już tylko zupa. Pan bezdomny zaczął nam się naprzykrzać, prosząc o coraz więcej pieniędzy i mówiąc, że on nie chce pizzy, więc pójdzie kupić kaszankę, na co mój kolega powiedział: "Ale kaszanka jest zimna, nie ciepła". Wniosek taki, że prawdopodobnie napoiliśmy alkoholika. Przepraszam bardzo, ale człowiek, który od dwóch dni nie jadł, nie narzekałby na to, że jedynym ciepłym posiłkiem będzie pizza. 
Po pizzy, małe posiedzenie u znajomych i ostatecznie podróż do domu. Ostatnio zauważyłam, że obce koty straszliwie się do mnie łaszą. Innych ludzi wymijają, a lecą ocierać się o moje nogi. Mam się bać? W przeszłości byłam kotem? A może kocią mamą?


A o to i naffowe zdobycze. W sklepie napotkałam talerz z hello kitty, a że hk kocham, więc czemu nie? Jest taki słodki! A cudowne skarpetki z koronką i kokardkami, sprezentowała mi mama. Są takie... loliciane!
Rozpisałam się jak nigdy, a więc teraz muszę uciekać. Jutro szkoła, choć tak naprawdę idę tylko na trzy lekcje haha. Bywajcie!

niedziela, 8 września 2013

Niedzielny ogródek

Dzisiejszy dzień minął tak, jak niedziela powinna upłynąć. Obijanie się do późnego południa, popołudniowe odrabianie lekcji na ogródku, obczajenie co takiego na dożynkach i ostatecznie - przyjazd braciszków! Moje najpiękniejsze chwile w domu są wtedy, gdy rodzina jest w pełnym składzie <3

...A w moim ogrodzie, o tej porze, najpiękniejsze kwiaty <3
W niebieskiej tonacji

Przy okazji chciałam nadmienić, iż założyłam z niejaką panienką Nają, grupę na fejsie. Jej nazwa brzmi "Otaku blogger PL", więc jak się pewnie domyślacie, mogą tam dołączać bloggerzy lubujący się w mandze i anime. Sprawa fajna, czemu nie, jednak pomysł jest w toku. Niewiele tam jeszcze jest, jednakże już Was serdecznie zapraszamy C: <<klik>>. Z czasem postaram się o osobną notkę z głębszą treścią na ten temat.

Przy okazji chwalę się nowym dziełem. Specjalne przepisy dla Arusia. 
I mój piórnikowy, pan Króliczek, którego wielbię ponad wszystko <3

Zostawiam Was z notką i uciekam. Nie obiecuję, że napiszę prędko. W tym tygodniu zaczyna się prawdziwa nauka. Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia.