sobota, 29 listopada 2014

Targi książek w Katowicach

Myślę, że ta notka nie będzie zbyt długa. Czeka mnie dziś nauka do trzech kolokwium z materiału, który do tej pory mieliśmy, a więc nauczyć się na nie to nie łatwa sprawa D:
Cofnijmy się do poprzedniego weekendu, podczas którego byłam tak leniwa, że nie napisałam żadnej notki. Katowice, godzina 10. Jechałam w autobusie z Jag, którą poznałam na dworcu PKS we Wrocławiu. Świetnie mi się z nią rozmawiało, więc podróż mimo braku snu była miła.

Zdjęcie z Panem Pikusiem na katowickim rynku. Chciałam jeszcze balona, ale stwierdzili, że jestem za dużym dzieckiem :c.

Targi książek nie były jakieś ogromniaste i wspaniałe. Muszę przyznać, że trochę się wynudziłyśmy, szczególnie jeżeli chodzi o spotkanie "blogerów książkowych". Wciąż mam wrażenie, że w raz z Cleo w ogóle nie powinnyśmy się tam znaleźć. Ci ludzie cały czas rozmawiali o blogach z recenzjami książek, a my tymczasem posiadałyśmy blogi typowo opowiadaniowe. No, nic. Ważne, że miałyśmy wstęp za darmo i że rozdawali darmowe książki. Jupi. Samo spotkanie było mega nudne, ale jakoś przeżyliśmy tą godzinę (a może dwie?). Poza spotkaniem było stado tańczących dzieciaków, które robiły sobie czapeczki z gazety i do których chciałam dołączyć, no i blada dupa albinosa w książce Cleo.

Plakietka od "Pokoju Książkoholiczki", którą dostałam od Abby i ta typowo bloggerowa. "W cieniu nocy" to tytuł mojego opowiadania (na które zapraszam: http://cien-nocy.blogspot.com)
Miliony zakładek! To moja główna zdobycz z Targów <33
Losowa książka ze spotkania. Co prawda nie lubię kryminałów, ale może w końcu się do nich przekonam? Tytuł jest całkiem fajny (ponoć to po spotkaniu mnie można mieć traumę XD).

Po Targach wybraliśmy się do domu Cleo, gdzie zjadłyśmy obiad i wiele innych smakołyków. Oczywiście całą rozmowę podtrzymywała Abby, która ma mega wiele zabawnych opowieści w zanadrzu. Oczywiście wyszło, że Naff wszystkim ryje banie i że powinnam przestać wciągać domestosa (odkąd umieściłam go w swoim opowiadaniu, właśnie z nim jestem kojarzona w opowiadaniowej blogosferze). Jedząc z dziewczynami przy stole, mimo tego, że widziałam je po raz pierwszy, czułam się, jakby były moją rodziną! Jestem zdania, że człowiek zawsze najlepiej dogaduje się z tymi, którzy mają podobne zainteresowania <3.
W Katowicach na noc zostałam tylko ja. W raz z Cleo uznałyśmy, że kupimy bakaliowe lody, które obydwie uwielbiamy. Nigdy nie zapomnę przerażających typów, którzy zatrzymali nas przed galerią i spytali mnie o numer telefonu. Strasznie się bałam, choć oczywiście jak to Naff, musiałam rzucić pewnym siebie tekstem w stylu: "Sorry, jestem zajęta". Była też smutna pani w biedronce. Chciałam jej kliknąć wesołą minkę za obsługę, więc ją zaszantażowałam i powiedziałam: "Jak się pani uśmiechnie to dam pani wesołą minkę za obsługę". Pomogło! <3
W domu dorwałam się do wszystkich, opowiadaniowych zapisków Cleo, przeczytałam jej list i odpowiedziałam na niego na żywo. Oczywiście rzucałyśmy też masą spoilerów odnośnie swojej twórczości (w końcu mogłam się komuś wygadać!) i piłyśmy hektolitry herbaty. Kraina Lodu też nie była nam obco - śpiewanie w trzech językach zawsze spoko! Karaoke party po północy? Jak najbardziej! Współczuję tylko sąsiadom.

Lody bakaliowe <3 om nom nom.
Jedyne zdjęcie, które zrobiłyśmy sobie z Cleo. Ma w sobie jakiś urok <3

W kręgach moich znajomych niewiele jest osób, które mają podobne zainteresowania do mnie, dlatego to spotkanie dało mi energię na wiele, wiele dni. Chciałabym oczywiście jeszcze raz spotkać dziewczyny i mam nadzieję, że w zimie zobaczymy się we Wrocławiu! Cleo, dziękuję w szczególności tobie. Przenocowałaś mnie, przeżyłaś moje rycie bani i zaciesze (no i Nathiela w wannie >D). Oby więcej takich spotkań i cudownych smsów z rana <3.

piątek, 21 listopada 2014

Wyjęci z krainy grzybów

Od ostatniej notki minął już tydzień. Troszeczkę się zapuściłam i przyznaję, że to kwestia lenistwa. Zdjęć jest dużo, przeżyć też, tylko chęci słabe. Mieszkanie we Wrocławiu wprowadziło mnie w totalny stan lenistwa. Pominę już fakt, że nie chce mi się chodzić na wykłady. Dobrze, że przynajmniej jako tako się uczę i idę do przodu. Ostatnio uznałam, że jeżeli jestem w stanie przeżyć czwartek to przeżyję wszystko - tak więc jestem.
W głowie wciąż mam pewne niesmaczne wydarzenie z pociągu, gdy wracałam z mojego miasta do Wrocławia. Wsiadłam - ok, trudno się mówi, że wolnych miejsc siedzących nie ma, postoję te dwie godziny. Legnica - tłumy ludzi wpada do pociągu. Pchają się, wyzywają, drą się na konduktorów, robi się wielkie opóźnienie, bo każdy chce wsiąść. Ruszamy. Ludzie w pociągu zaczynają mdleć. Jakiś chłopak poleciał w tłum i nawet nie miał gdzie upaść. Posadzili go na moich torbach, które były na schodach. No, trudno się mówi, wybaczę mu, bo to nie jego wina. Jeżeli coś jecie, lepiej omińcie następny fragment. Oprócz mdlenia, była też podłoga zapełniona tęczą. No, trudno, co chłopak zrobi? Wybaczam mu wszystko. WSZYSTKO, poza tym, że jak wstał, strącił moją torbę prosto w swoje wymiociny. Widział, że leci i olał sprawę. Pierwszy raz przeklęłam tak głośno publicznie.

1. Aruś i Naff, pierwsza selfie z nowym telefonem 2. Nuggetsy, które sami zrobiliśmy z płatków kukurydzianych. Żadne sklepowe panierki nie mogą się z nimi równać! 3. To jest właśnie tłum z Legnicy. Ponoć koleje dolnośląskie nie mają dodatkowego wagonu. Tylko jakimś cudem tydzień wcześniej mieli. 4. Mój magiczny zeszyt w którym są epickie rysunki (chociażby uzbrojone tasiemce i glisty wołające: "Science, bitch!". 5. Ostatnia gra razem z Arusiem i Krawcem. Siedzieliśmy przy niej do 3 w nocy i niestety, spałam tylko 2 godziny, ale... warto było! Elsword rządzi 6. Święta, wszędzie święta. Nawet w Koronie.

Oczywiście koleje dolnośląskie serdecznie pozdrawiam. Czasem nie mam pojęcia za cholerę płacimy te bilety. Już po raz kolejny mało sama nie zemdlałam w tym tłoku. To nie są ani trochę ludzkie warunki. Przecież widzą, co się dzieje, a mimo tego nie zareagują. Właśnie przez nich, moje powroty do domu stały się udręką. Na szczęście na tym weekendzie mnie to ominęło, bo zostałam we Wrocławiu.
Kolejna sprawa (tak, tak, Naff musi sobie ponarzekać). Czy was też irytuje to, że miesiąc przed świętami zaczyna się na nie szał? Wszędzie lampki, choinki, w sklepach już wyprzedaże świąteczne, na rynku we Wrocławiu już jarmark. Nie no, spoko, cieszę się, fajny klimat, ale... przez to właśnie ten klimat do Bożego Narodzenia gdzieś zniknie. Bo w końcu ile można patrzeć na świąteczne ozdoby? Ratujmy te święta!

 A teraz taka mała seria zdjęć związana z aplikacją w telefonie Arusia. Już dawno tak się nie śmiałam. Powyżej ryba pływająca u nas w kuchni :o
Aruś i jego nowy wizerunek. Oczywiście jak go pocałuje to zamienia się w księcia <3 na białym RYCERZU - jak to kiedyś napisała Cleo.
Milordowskie zdjęcie. Do twarzy mi w wąsach.
Ufo na Kromera. Naff i Oliwia.
 Krawiec i Naff - prosto z krainy grzybów!

Wszyscy ostatnio zgodnie stwierdziliśmy, że wspólne mieszkanie nam nie sprzyja. Codziennie dostajemy jakiegoś szaleńczego ataku śmiechu. Niedawno był chlep, dziś króluje: "- Co będziemy jeść?", "- Rynek". Dziwię się, że sąsiedzi jeszcze się nie wyprowadzili. Jak to ostatnio zgodnie uznaliśmy: "Psie pole bezpowrotnie zmienia ludzi" - podpisane poniżej: pisioki. 
Dzisiaj wybraliśmy się wspólnie na rynek, zobaczyć co nowego na Jarmarku świątecznym. Oczywiście szaleństw nie ma, wszystko wygląda tak jak rok temu, choć muszę przyznać, że tych wszystkich stoisk jest chyba trochę więcej.

Makaroniki z Lidla. Były drogie, ale... warte ceny. Om nom nom. Zdecydowanie najlepsze były z masłem orzechowym. Może niedługo sama spróbuję je zrobić?
"Pod Krasnalem", które nie pierwszy raz się pojawia we Wrocławiu.
Ale nie przypominam sobie muchomorka z "Krainy grzybów". Nigdy nie zapomnę dzieciaków, którzy bardzo chcieli zostać mistrzami drugiego planu. Jeden z nich udawał przede mną, że tańczy na rurze. Skąd te dzieci się biorą? Chyba z kapusty.
Najbardziej przerażająca sceneria jarmarku. Kiwające się na wszystkie strony figury i bajka, którą ktoś opowiada w tle.
Czy tylko mnie te ruszające się w tył i w przód figury przerażają? Tym razem Kopciuszek!
Gepetto z miną psychopaty. Nawet nożyk trzymał tak, jakby chciał Pinokiowi gardło poderżnąć.
Boski renifer!
Słit focia z reniferem musi być. Patrzice, jak się uśmiecha z radości!
Mina Naffa i: "Na Wałbrzych, reniferze! Na Wałbrzych!"
Śnieżna kula do której zamykali ludzie. W sumie fajnie to wyglądało. Chciałabym mieć taką sesję w środku. 
Jabłka w czekoladzie i w cukierkowej polewie. Aruś chciał kupić papryczkę chilli w czekoladzie, ale go od tego powstrzymałam. W raz z Lunatyczką kupiłyśmy sobie po cukierkowym jabłku i... było mega dobre!
Pisioki na dibła (tak naprawdę: dubois). W oczekiwaniu na spóźniony, powrotny autobus robili sobie selfiki. Jak tu ich nie lubić >D?

Uciekam, ponieważ muszę wstać o 5 rano, a czeka mnie jeszcze odcinek Top Chefa. Jutrzejszego dnia wyjeżdżam do Katowic na targi książek. A w sumie to po to, aby spotkać się z Cleo i Abigail. Spędzę tam cały dzień plus noc, dzięki łaskawości Cleo (i będziemy wcinać lody bakaliowe!). Przygarnie mnie do siebie i zamknie na balkonie. Życzę Wam miłego weekendu <3

sobota, 15 listopada 2014

Chlep.

Przez cały tydzień, będąc we Wrocławiu, ani razu nie pojawiłam się na uniwersytecie. Świadomość tego, że mam same wykłady, które praktycznie na nic mi się nie przydadzą, sprawiła, iż odezwał się we mnie wewnętrzny leń. Uznałam, że przyda mi się odpoczynek przed pięcioma kolokwiami, które czekają mnie w następnym tygodniu. Oczywiście czas wolny zleciał zdecydowanie za szybko.

1. Aruś jak zwykle rozpieszcza mnie różyczkami, choć tym razem zmienił ich kolor. Dzięki kwiatom jest u nas zdecydowanie bardziej przyjemnie i kolorowo. 2. Rysunek do listu dla Cleo. 3. Langustynka, która robi sobie słit focie. 4. Najlepsza pizza w tele pizzy - grillowana. Lenistwo: poziom najwyższy. Mają obok, zamawiają do domu. 5. Zawalone listami, naklejkami i kartkami biurko. 6. Najlepsze na świecie piwo karmelowe ze "Spiżu".

W autobusach i tramwajach jak zawsze wesoło. Zauważyłam, że popularne stało się komunikowanie poprzez pisanie lub rysowanie czegoś na zaparowanych szybach. Ostatnio, gdy w tramwaju usłyszeliśmy zabawny głos pewnej kobiety, który brzmiał, jakby ktoś go potraktował helem, pewien chłopak wielkimi literami napisał na szybie: WTF?! Innym razem, gdy jechaliśmy z Lunatyczką ze szkoły muzycznej, jakiś chłopak zauważając nasze zaciesze, narysował na szybie uśmiechniętą minkę. Chyba zacznę stosować ten sposób!
Uwielbiam komunikacje miejską. Od niepamiętnych czasów byłam obserwatorem. Ciekawią mnie ludzie, ich zachowania i wygląd, dlatego to dla mnie istny raj. 
Już wyżej poznaliście langustynki. Były tanie, a więc kupiłam je (w realu). Na moje nieszczęście... śmierdziały jak ze ścieków (przez co moja torba też tak pachnie). Zaryzykowałam. Obrobiłam je, z pancerzyków chciałam zrobić wywar, ale nie dało się wytrzymać tego smrodu w całym mieszkaniu. Sos był ohydny. Najśmieszniejsze było to, że Krawiec myślał, że to jego pranie tak śmierdzi, a Aruś gdy wszedł do domu wykrzyknął, że pachnie racuchami! Od tej pory nie kupuję owoców morza w realu. Będę chodzić do Makro D:
Ostatnie dni na pisim polu (nie psim, PISIM) z pisiokami (nami) minęły fajnie. Ostatecznie zażegnaliśmy wszystkie konflikty i powstrzymaliśmy naszego kolegę od wyjazdu z Wrocławia. Hitem naszego mieszkania jest teraz Chlep. Nie chleb. Nigdy nie zapomnę Krawca, który odebrał telefon od mamy Oliwii i zaczął śmiesznym głosem mówić: "Mamo, ja nie chcę już chleba", albo jak na początku wszyscy pomyliliśmy jej kanapki z kaszą. Oczywiście wypieki na parapecie za oknem też pozostaną hitem. Fajna była też gra w Wojnę, każda z kart dostała swoją nazwę, jak np. dama - "karta, której imienia nie można wymawiać". Wojny o Jokerów były jednak najlepsze. 
Następny dzień wcale nie należał do najgorszych. Wypad na rynek do "Spiżu" z chłopakami, gdzie wypiłam najlepsze piwo na świecie. Nigdy nie lubiłam piwa, ale to zawładnęło moim sercem. 
Ostatecznie, o 21 odwieźli mnie na peron i... znalazłam się w domu.

Wspólne dzieło Naffa i jej mamy. Wygląd to moja robota (jeszcze nigdy nie byłam tak dumna z moich różyczek!), całe ciasto mamy. Tort powędrował do Norwegii, prosto do narzeczonej mojego brata. Mam nadzieję, że jej się spodoba <3

Mimo tego, że muszę dziś ostro wkuwać, spędziłam dużo czasu z rodzicami. Razem z tatą pojeździłam autem po mieście, z mamą trochę piekłam i gotowałam, opowiedziałam im co się działo i umówiłam się z nimi, że następnym razem to oni do nas przyjadą! 
Wiem, notka odrobinę chaotyczna, ale mam zepsutą klawiaturę i muszę wspierać się klawiaturą systemową. Teraz uciekam na spotkanie z fizyką. Trzymajcie się.

wtorek, 11 listopada 2014

Jesień taka piękna, wolne tak cudowne...

Dziś nie będzie notki obfitej w treść. Nie będę rozpisywać się na temat tego, jak to fajnie jest wrócić w progi swojego rodzinnego miasta, w objęcia rodziców. Jak fajnie jest mieć długi weekend, obijać się, siedząc przed laptopem i pisząc kolejne rozdziały opowiadań oraz nadrabiać programy kulinarne. Jak fajnie jest mieć z powrotem swojego laptopa i telefon. Jak niefajnie jest chorować. Było spokojnie, było miło, a teraz czas wracać do Wrocławia.

Ostatnio przed naszym wyjazdem, Aruś zabrał mnie do Parku Południowego. Urocze miejsce.
Plotki głoszą, że gdzieś w nim kryje się jakiś labirynt, ale nie udało nam się go znaleźć.
Plotki też głoszą, że najpiękniej tu w zimie. Nie ma innej opcji, jak po prostu wybrać się tu, gdy spadnie pierwszy śnieg.
Naff jeszcze ze swoimi długimi włosami. Muszę się wyżalić. Nieźle mnie przykrócili.
Uwielbiam tego ptaka w locie. Następnym razem bierzemy chleb, żeby nakarmić głodne kaczuszki i łabądki!
A to nowy portfel, który sobie zafundowałam. Od razu skradł moje serce. Jest to mój pierwszy portfel od czasów podstawówki. Mój stary, dziecinny z truskawkami powoli się sypał.
Lód z kuleczkami wypełnionymi sokiem, prosto z Bubble Tea w Zielonej Górze. Po prostu zakochałam się w tych lodach!
Taki niedospany Naff w rodzinnym mieście w parku.

W tym tygodniu mogę jeszcze odpocząć, ponieważ mam same wykłady. Niestety, już w następnym czeka mnie 5 kolokwiów. Sama radość. Powoli i z niechęcią, zaczynam pakować swoje rzeczy. Za jakąś godzinę z powrotem będę we Wrocławiu. Jedyną radosną wiadomością jest mój wyjazd do Katowic na targi książek za tydzień. Oczywiście jadę tam głównie po to, by spotkać się z Cleo i Abby, które poznałam na blogosferze. Nie ma nic piękniejszego, niż znajomości, które wynikają ze wspólnych zainteresowań. Naszymi były książki i opowiadania. 
Trzymajcie się. Życzę wam miłego tygodnia <33

czwartek, 6 listopada 2014

Chochlikiem jestem, uuu

Ostatnio byłam bardzo uboga we wszelakie gadżety elektroniczne. Na szczęście ostatecznie wrócił do mnie i laptop i mój telefon. Mogę szaleć. Jest tak dużo do napisania! A muszę zacząć od weekendu...

Listy, które cieszą moje oko <3. Chwila odpoczynku od szarej rzeczywistości.

W ciągu weekendu, który spędziłam w domu, zdążyło się wydarzyć kilka ciekawych rzeczy. Na pewno obcięłam grzywkę. Aruś mówi, że jak ścinam ją na prosto to wyglądam jak dziecko. Może coś w tym jest, skoro babka, która startuje u nas w mieście na radną, przyszła do nas i stwierdziła, że mam 17 lat. Jakie było jej zdziwienie jak powiedziałam, że mam już 20. Mało nie zemdlała w szoku w drzwiach. Ach, ta Naff. Wiecznie piękna i młoda.
Dobrze wiecie, że mam sposobność spotykania ciekawych osobistości na swojej drodze życia i nigdy nie narzekam na brak rozrywek, jednak to co się ostatnio stało, wywołało u mnie koszmary senne, bo... hej, może coś jest ze mną nie tak?
Jechałam spokojnie autem z rodzicami. Patrzę, idzie jakaś babcia. Ta babcia patrzy na mnie, robi przerażoną minę i czyni znak krzyża, wciąż na mnie patrząc. Poczułam się jak Szatan w ludzkiej skórze. Aruś osobiście twierdzi, że jeżeli miałabym być jakimś złym lub wrednym stworzeniem to byłabym chochlikiem, ale żeby od razu się robić znak krzyża na mój widok? Polecam brać wodę święconą, gdy mnie spotkacie na swojej drodze życia.

Komórkowe zdjęcia z poprzedniego i tego tygodnia. 
1. Ja, Kinga i Roksana po wykładach. Słit focia musiała być. 2. Garnek pomidor z Pepco. Strasznie mi się spodobał, chociaż nienawidzę pomidorów. 3. Dzisiejsza czekolada o 7 nad ranem razem z Kingą. Pierwszy raz byłam w Starbucksie i na pewno podoba mi się o wiele bardziej, niż Coffe Heaven. 4. Babeczki z białymi michałkami, bo... bo Lunatyczka chciała coś upiec XD.

Pociągi, ach, pociągi. Cisnęłam się wśród ludzi i przy przyjeździe (przynajmniej tu miałam skrawek podłogi, gdzie usiadłam i usnęłam) i przy odjeździe. Odjazd był już jakąś parodią życia. Usiadłam na skrawku schodów i zostałam przykryta ludźmi. Przez całą drogę wbijałam jakiemuś kolesiowi kolano w tyłek. Nie protestował, może lubi. Ludzie klęli, denerwowali się, przepychali. Niektórzy robili nawet zdjęcia i kręcili filmiki. Nie widziałam nawet skrawka wolnej podłogi. Ach, te koleje dolnośląskie! Pozdrawiam!
Z rodzicami spędziłam całkiem fajny weekend. Za moją namową oglądnęli ze mną Kota w butach, Kota w butach: 3 diabły, Krainę Lodu (przy której tata stwierdził, że wyglądam jakbym wygrała życie) i Ozz wielki i potężny. Zajadaliśmy się sushi zrobionym przeze mnie, sałatkami i ciastami. Fajnie było ich znowu zobaczyć, tym bardziej, że w domu nie było mnie przez 2 tygodnie.

Fortepian. Tak dawno na nim nie grałam! W ostatni wtorek pojechaliśmy do starej szkoły muzycznej, gdzie chodziła Oliwia. Bez pytania o legitymacje dali nam salę z dwoma fortepianami!
Luncia grała na skrzypcach, a ja na fortepianie. Ćwiczyłyśmy nasze ostatnie, wymyślone przez nas utwory, które odpowiadają za postacie z naszego opowiadania <<klik>>. Fajnie było pograć na "czymś większym", jak za starych czasów. W domu u siebie mam niestety tylko keyboard, a to nie to samo! Jak będę bogata, kupię sobie fortepian lub pianino :c

Studia lecą i lecą. Z moimi wynikami nie jest tak źle, chociaż ćwiczenia z chemii przyprawiają mnie o siwe włosy. Wciąż mam wrażenie, że sobie nie poradzę. Moje wewnętrzne zmysły podpowiadają mi, że ten kierunek nie jest dla mnie. Dla mnie, humanistki, językowca, anty-ścisłowca. Ale jeżeli nie ten kierunek to jaki? Oto jest pytanie. Na razie chcę przeżyć ten semestr. Co dalej, zobaczymy. Na znajomości na szczęście nie narzekam. Znalazłam kogoś równie szalonego jak ja!
Jutro zaczyna się długi weekend, który spędzę w rodzinnym domu. Będę pisać opowiadania, listy, czytać, lenić się, spać do późna i jeść. Nie ma nic piękniejszego...