Znacie taki moment w życiu, kiedy już nic się nie układa i macie ochotę uciec po prostu w pizdu? Nie, inaczej nie mogłam tego określić, przepraszam. Na pewno każdy je zna, ja też i muszę przyznać, że w takim momencie tylko szaleńcze biegi i jazda w nieznane są mnie w stanie uratować. Źle było te kilka dni temu. Dziś powoli zaczyna się układać. Powroty do domu dodają siły.
Nocne spacerowanie po zamglonym boisku (nie wiem czy to moja wyobraźnia, ale z daleka widziałam trzy postacie wyglądające jak mnichy :o), bieg na pierwszy lepszy autobus, który zawiózł mnie na rynek, przesiadywanie z przerażającymi żulami w Macu po północy *nigdy więcej* (od jednego z nich jechało kostką do kibla), zachłanne żarcie BicMaca (dowód na żarłoczność Naffa: ugryzła się w wargę i od trzech dni ma ją spuchniętą), spacery po rynku, wrażenie klątwy jeżdżącej na wózku inwalidzkim między uliczkami rynku, tajemniczy, stalkujący kot, pedobearsko uśmiechający się gościu w autobusie. Po tym wypadzie uznałam, że z moją wyobraźnią jest coraz gorzej. Teraz wszędzie w busach widzę mnichów i psychopatów. Chyba mój debiut z napisaniem "pamiętników psychopaty" będzie szybszy, niż sądziłam!
Oprócz tego mam wrażenie, że wszyscy patrzą się na mnie, jakby chcieli mi zrobić krzywdę. Ostatnio w drodze do Rossmanna zaczepił mnie gościu (który był z żoną). Cały dialog wyglądał tak: "Jak masz na imię?", "Mam bardzo ładne imię", "Ty też jesteś ładna", na co jego oburzona żona rzuciła: "Jak chcesz to za nią idź!", a ja uciekłam z pączkiem w buzi bojąc się o własne życie. Kiedy indziej jadę z Oliwią autobusem i jakiś obcokrajowiec kiwa do mnie głową i się szczerzy, trzymając tam, gdzie nie powinien. Bałam się, że to jakiś rasowy gwałcicielem (rasowy, ahaha! *no rasism*). Boję się gdziekolwiek jeździć sama po Wrocławiu. Ludzie mnie schizują. Sama też się schizuję.
1. Rysunek do listu. Stan listów to obecnie: 4/7! Dzisiaj będę dokańczać resztę. 2. Mała, listowa siedziba w kuchni. Prawie zabrakło mi stołu! 3. Uparłam się, żeby kupić bataty (słodkie ziemniaki) w Biedronce. Kupiłam. Nie dość, że są pomarańczowe jak marchewka to jeszcze tak smakują, a w sumie to przypominają mi krzyżówkę ziemniaka z marchewką! Zdecydowanie za słodkie. 4. Ohydne sushi z Biedronki i drinki z Lunatyczką. 5. Wieczorne pisanie opowiadań takie klimatyczne. 6. Blaze i Ayathe z "Przeznaczenia w chmurach" dla Cleo w liście!
Nocne spacerowanie po zamglonym boisku (nie wiem czy to moja wyobraźnia, ale z daleka widziałam trzy postacie wyglądające jak mnichy :o), bieg na pierwszy lepszy autobus, który zawiózł mnie na rynek, przesiadywanie z przerażającymi żulami w Macu po północy *nigdy więcej* (od jednego z nich jechało kostką do kibla), zachłanne żarcie BicMaca (dowód na żarłoczność Naffa: ugryzła się w wargę i od trzech dni ma ją spuchniętą), spacery po rynku, wrażenie klątwy jeżdżącej na wózku inwalidzkim między uliczkami rynku, tajemniczy, stalkujący kot, pedobearsko uśmiechający się gościu w autobusie. Po tym wypadzie uznałam, że z moją wyobraźnią jest coraz gorzej. Teraz wszędzie w busach widzę mnichów i psychopatów. Chyba mój debiut z napisaniem "pamiętników psychopaty" będzie szybszy, niż sądziłam!
Oprócz tego mam wrażenie, że wszyscy patrzą się na mnie, jakby chcieli mi zrobić krzywdę. Ostatnio w drodze do Rossmanna zaczepił mnie gościu (który był z żoną). Cały dialog wyglądał tak: "Jak masz na imię?", "Mam bardzo ładne imię", "Ty też jesteś ładna", na co jego oburzona żona rzuciła: "Jak chcesz to za nią idź!", a ja uciekłam z pączkiem w buzi bojąc się o własne życie. Kiedy indziej jadę z Oliwią autobusem i jakiś obcokrajowiec kiwa do mnie głową i się szczerzy, trzymając tam, gdzie nie powinien. Bałam się, że to jakiś rasowy gwałcicielem (rasowy, ahaha! *no rasism*). Boję się gdziekolwiek jeździć sama po Wrocławiu. Ludzie mnie schizują. Sama też się schizuję.
Zdjęcia z Niku - przedział wiekowy: 16, 17 lat.
Poza wieloma, chcianymi i niechcianymi zmianami w życiu było też kilka fajnych rzeczy. Np. moja podróż do Niku, podczas której nażarłam się domowej pizzy za wszystkie czasy, wypiłam somersby, naoglądałam się naszych starych fotek, filmików i zdarłam gardło, śpiewając razem z nią japońskie piosenki jak za starych, gimnazjalnych czasów. Do takich chwil chce się wracać.
Ostatnio pogodziłam się z moim mózgiem i wspólnie uznaliśmy, że świat wyobraźni to coś, co sprowadza mnie na dobrą drogę i pozwala zapomnieć o szarej, trudnej rzeczywistości. Z tego miejsca dziękuję Króliczkowi i Cleo, bo to dzięki nim wciąż się trzymam. Co prawda z głową w chmurach, ale grunt, że w ogóle! W tym miejscu składam też skargę do świata o to, że fikcyjni bohaterowie nie mogą istnieć.
Może trochę ponarzekałam, ale z moim humorem i motywacją nie jest tak źle. Zawsze staram się jakoś walczyć i brnąć do przodu. Na razie czuję się w jakiś sposób beznadziejnie i bezużytecznie, ale mam nadzieję, że to się zmieni, gdy znajdę pracę. Dzisiaj na pewno jest mi odrobinę lepiej, bo udało mi się złożyć deklarację maturalną na zdawanie rozszerzonego polskiego i angielskiego. Gdy pojawiłam się w progach szkoły na której przeciwko mieszkam, poczułam się znów jak uczeń. Chciałabym wrócić do tych szkolnych czasów. Było tak łatwo i przyjemnie, a jedynym zmartwieniem byli wtedy znajomi i zaliczanie przedmiotów. Na takim etapie życia na jakim ja jestem, muszę już sama podejmować decyzję, a ja wciąż czuję się dzieckiem potrzebującym rodziców.
Od razu po powrocie do domu, nim jeszcze ściągnęłam kurtkę, zgwałciłam przesyłki. Peruka jest boska, aczkolwiek szybko robią się na niej kołtuny i wciąż mam problem z jej założeniem (naturalne włosy takie niesforne), wianek jest piękny, ale... śmierdzi psem? No, właśnie. CO?
Rogal prawilności na górce władzy. Czy zawsze jak wypiję małe Izzy muszę wymyślać historie nie z tej ziemi? TAK. Naff własnym dilerem.
Może trochę ponarzekałam, ale z moim humorem i motywacją nie jest tak źle. Zawsze staram się jakoś walczyć i brnąć do przodu. Na razie czuję się w jakiś sposób beznadziejnie i bezużytecznie, ale mam nadzieję, że to się zmieni, gdy znajdę pracę. Dzisiaj na pewno jest mi odrobinę lepiej, bo udało mi się złożyć deklarację maturalną na zdawanie rozszerzonego polskiego i angielskiego. Gdy pojawiłam się w progach szkoły na której przeciwko mieszkam, poczułam się znów jak uczeń. Chciałabym wrócić do tych szkolnych czasów. Było tak łatwo i przyjemnie, a jedynym zmartwieniem byli wtedy znajomi i zaliczanie przedmiotów. Na takim etapie życia na jakim ja jestem, muszę już sama podejmować decyzję, a ja wciąż czuję się dzieckiem potrzebującym rodziców.